oops, chyba straciłam czytelników..
no cóż, mam nadzieję, że ktokolwiek zauważy moje opowiadanie i w jakiś sposób pomoże mi się wybić.. nie będę pisała sama dla siebie, także proszę was - komentujcie, dawajcie jakikolwiek znak, że ktoś to czyta
+ZAPRASZAM NA OPOWIADANIE PONIŻEJ+
http://distrustj.blogspot.com/
+ZAPRASZAM NA OPOWIADANIE PONIŻEJ+
http://distrustj.blogspot.com/
* * *
obudził mnie budzik, o 4:30. musiałam wstać szybciej, by nie stać za długo w kolejce. wstałam i odsłonęłam wielkie firany opadające delikatnie na podłogę mojego pokoju. rozciągnęłam się przed oknem i ostatni raz włączyłam swoją piosenkę. weszłam do łazienki, wzięłam zimny prysznic, pomalowałam się delikatnie, żeby nie wzięli mnie za jakąś pustą pudernice i ubrałam się. powtórzyłam sobie piosenkę i śpiewając pod nosem zeszłam ostrożnie po schodach. zjadłam tosta i pobiegłam umyć zęby. wyjęłam telefon z kieszeni. zobaczyłam, że jest już po siódmej, więc z paniką wzięłam kluczyki ze stołu i wybiegłam z domu zatrzaskując drzwi. musiałam w 5 minut dobiec dwie ulice dalej. biegłam ile mogłam, ale gdy minęłam ostatni zakręt zobaczyłam, że mój autobus odjeżdża, a następny mam za 20 minut. nie miałam wyjścia. zadzwoniłam po josha i opisałam mu daną sytuację co chwilę kaszląc.
-ehh, przepraszam cię, ale nie mam w tej chwili samochodu.. idź do domu i się nie martw, coś wymyślę - dodał po chwili i się rozłączył, a ja zrobiłam tak jak kazał mi przyjaciel. doszłam do furtki i zobaczyłam samochód podjeżdżający pod mój dom. otworzyła się przednia szyba a za nią siedział Harry.
-to co? jedziemy - powiedział z uśmieszkiem ściągając z nosa czarne ray bany. - zaśmiałam się kręcąc głową. wsiadłam do auta i zapięłam pasy.
-nie musiałeś - powiedziałam z wyrzutami sumienia - pewnie miałeś inne plany..
-przestań. sam byłem na takim kastingu, i wiem, że jest to dla ciebie cholernie ważne. poza tym nie pozwoliłbym ci zmarnować takiej szansy.
-dziękuję - cmoknęłam go w policzek.
dalej jechaliśmy w ciszy. tylko ja ciągle kaszlałam, albo wycierałam nos. nie były to dobre oznaki. mam nadzieję, że nie przeszkodzi mi to w śpiewaniu. Harry podśpiewywał sobie coś pod nosem, a ja patrzałam na mijające przedmioty opierając głowę o zimną szybę.
-już jesteśmy - Harry zgasił samochód i wysiadł z niego, a następnie otworzył mi drzwi i pomógł wyjść.
-jeszcze raz bardzo ci dziękuję. już jesteś ode mnie uwolniony - zaśmiałam się i chciałam odejść, ale przerwano mi.
-nie ma mowy! nie będę robił za podwózkę. przywiozłem cię, i odwiozę, także proszę mnie nie wyganiać - pomachał teatralnie palcem i dodał podchodząc do mnie powoli - mnie nie pozbędziesz się tak szybko. nie jestem typem, który szybko zapomina o wyjątkach..
zrobiło się trochę niezręcznie, ale mistrz Harry szybko z tego wybrnął.
idziemy stanąć w kolejce?
-wiesz co, jednak wolę stać w niej sama. nie obraź się, ale sam wiesz o co chodzi
-aha.. no tak. - spuścił wzrok. przeczesał włosy palcami i uśmiechnął się pocieszająco - rozumiem, ale zaraz po tym jak zaśpiewasz masz do mnie zadzwonić.
Harry wsiadł do samochodu i odjechał, a ja stanęłam za jakimiś dziewczynami, które ćwiczyły piosenkę ellie goulding - burn. wychodziło im świetnie. przysłuchiwałam się im stwierdzając, że mój "talent" jest niczym w porównaniu do tych, które tu są. wychodziło im tak świetnie! stałam tam kilkanaście minut. ludzie nie krępowali się. śpiewali, rozmawiali z nieznajomymi i wyglądali jak nowo narodzeni, mimo stresu. po jakimś czasie otrzymałam swój numer. poczułam się senna
~*~
-kochana, obudź się - usłyszałam nad sobą głos starszej kobiety ubranej w jakiś fartuszek. otworzyłam oczy i spostrzegłam się, że leże na krzesełkach i właśnie się obudziłam. czułam jak moja twarz przybiera koloru buraczków. kobieta pomogła mi wstać i zaprowadziła mnie do jakiejś sali cały czas się uśmiechając. to robiło się krępujące, ale cóż. nie wiedziałam na początku o co chodzi. wesoły głos mężczyzny siedzącego za stołkiem dobiegł do moich uszu
Harry wsiadł do samochodu i odjechał, a ja stanęłam za jakimiś dziewczynami, które ćwiczyły piosenkę ellie goulding - burn. wychodziło im świetnie. przysłuchiwałam się im stwierdzając, że mój "talent" jest niczym w porównaniu do tych, które tu są. wychodziło im tak świetnie! stałam tam kilkanaście minut. ludzie nie krępowali się. śpiewali, rozmawiali z nieznajomymi i wyglądali jak nowo narodzeni, mimo stresu. po jakimś czasie otrzymałam swój numer. poczułam się senna
~*~
-kochana, obudź się - usłyszałam nad sobą głos starszej kobiety ubranej w jakiś fartuszek. otworzyłam oczy i spostrzegłam się, że leże na krzesełkach i właśnie się obudziłam. czułam jak moja twarz przybiera koloru buraczków. kobieta pomogła mi wstać i zaprowadziła mnie do jakiejś sali cały czas się uśmiechając. to robiło się krępujące, ale cóż. nie wiedziałam na początku o co chodzi. wesoły głos mężczyzny siedzącego za stołkiem dobiegł do moich uszu
-witamy. przedstaw się - uśmiechnął się tak, że poczułam się bardziej oswojona do tego wszystkiego-nazywam się Jade Thirlwall, mam 20 lat - powiedziałam śmiało.
-prosimy - trzy sekundy po wypowiedzeniu tego słowa włączyła się piosenka. moje serce biło jak nigdy. zaśpiewałam pierwsze słowa zachrypiałym głosem.
odkaszlnęłam przerywając tym mój występ. zamilkłam. co jest, do cholery. chyba nie jestem chora.
-proszę, spróbuj jeszcze raz - mężczyzna zaproponował, a ja świadoma swojego błędu zaczęłam ponownie.
niestety znowu wyszło mi jakbym co najmniej połknęła rano szczoteczkę do zębów.
-przykro nam, ale w tym momencie chyba nie masz warunków do tego programu.. jesteś idealna, bo masz świetny styl, jesteś piękna, młoda i nie wątpię, że utalentowana.. ale nie marnuj nam czasu. jeśli wiesz, że coś jest nie tak, bo jesteś przeziębiona to oczywiste, że nie masz tutaj szans. to nie jest program, w którym domyślamy się jak śpiewasz, tylko słuchamy jak śpiewasz. a ty raczej nam tego dzisiaj nie pokażesz. powodzenia następnym razem - te słowa zapamiętam do końca życia. patrzałam na jurorów ze szklanymi oczami. nie mogłam w to uwierzyć. otarłam mokre policzki i wyszłam ze sztucznym uśmiechem. przez kilka minut wydawało mi się, jakby cały świat zwolnił tępo i zbladł. wybiegłam ze studia i wyciągnęłam telefon
-jestem już po.. przyjedziesz po mnie? - powiedziałam jak najbardziej spokojnie, lecz nadal chrypiąc
-jasne. jestem blisko, także będę za kilka minut - głos Stylesa nieco mnie uspokoił, ale po chwili ponownie sobie przypomniałam jaki to wstyd, że tacy ludzie mnie skrytykowali.. nie dostałam się nawet na następne kastingi.. ciekawe co Hazz sobie pomyśli. Boże, jaki wstyd.
chodziłam w kółko i patrzałam na swoje buty gryząc wargę. usłyszałam jak obok mnie podjeżdża jakiś samochód. spojrzałam się gwałtownie w tą stronę. Harry wyszedł z samochodu z wielkim uśmiechem na twarzy. niestety gdy zobaczył w jakim jestem stanie jego mina spoważniała. stanął i spojrzał na mnie zmartwiony, a ja zaczęłam płakać idąc w jego stronę. loczek podbiegł do mnie i mocno mnie objął nic nie mówiąc, za co strasznie mu dziękuję. wypłakałam się w jego ramię.
-chodź do samochodu, wszystko mi opowiesz - powiedział i otworzył mi drzwi do auta, po czym sam do niego wsiadł. jechaliśmy w ciszy, a gdy dojechaliśmy pod mój dom Hazz zamknął drzwi, tak, że nie mogłam wyjść z samochodu.
-Harry, nie mam ochoty na jakieś zabawy - powiedziałam zniechęcona
-opowiesz mi co się stało? - nie mam ochoty teraz przyjmować gości, wybacz
-jasne, to może ochłoń trochę, i przyjadę po ciebie wieczorem? - wyczułam pełną troskę w jego głosie. zrozumiałam, że on na prawdę się o mnie martwi. zależy mu na moim szczęściu, co jest niesłychanie dziwne. nie chciałam być nie miła. tyle dla mnie zrobił, tak bardzo się stara a ja go zwyczajnie spławiam. nie miałam innego wyjścia, i zgodziłam się na razem spędzony wieczór u niego w domu.
czytasz - komentujesz
-prosimy - trzy sekundy po wypowiedzeniu tego słowa włączyła się piosenka. moje serce biło jak nigdy. zaśpiewałam pierwsze słowa zachrypiałym głosem.
If i were a boy
even just for a day...
odkaszlnęłam przerywając tym mój występ. zamilkłam. co jest, do cholery. chyba nie jestem chora.
-proszę, spróbuj jeszcze raz - mężczyzna zaproponował, a ja świadoma swojego błędu zaczęłam ponownie.
If I were a boy
even just for a day
I’d roll outta bed in the morning...
niestety znowu wyszło mi jakbym co najmniej połknęła rano szczoteczkę do zębów.
-przykro nam, ale w tym momencie chyba nie masz warunków do tego programu.. jesteś idealna, bo masz świetny styl, jesteś piękna, młoda i nie wątpię, że utalentowana.. ale nie marnuj nam czasu. jeśli wiesz, że coś jest nie tak, bo jesteś przeziębiona to oczywiste, że nie masz tutaj szans. to nie jest program, w którym domyślamy się jak śpiewasz, tylko słuchamy jak śpiewasz. a ty raczej nam tego dzisiaj nie pokażesz. powodzenia następnym razem - te słowa zapamiętam do końca życia. patrzałam na jurorów ze szklanymi oczami. nie mogłam w to uwierzyć. otarłam mokre policzki i wyszłam ze sztucznym uśmiechem. przez kilka minut wydawało mi się, jakby cały świat zwolnił tępo i zbladł. wybiegłam ze studia i wyciągnęłam telefon
-jestem już po.. przyjedziesz po mnie? - powiedziałam jak najbardziej spokojnie, lecz nadal chrypiąc
-jasne. jestem blisko, także będę za kilka minut - głos Stylesa nieco mnie uspokoił, ale po chwili ponownie sobie przypomniałam jaki to wstyd, że tacy ludzie mnie skrytykowali.. nie dostałam się nawet na następne kastingi.. ciekawe co Hazz sobie pomyśli. Boże, jaki wstyd.
chodziłam w kółko i patrzałam na swoje buty gryząc wargę. usłyszałam jak obok mnie podjeżdża jakiś samochód. spojrzałam się gwałtownie w tą stronę. Harry wyszedł z samochodu z wielkim uśmiechem na twarzy. niestety gdy zobaczył w jakim jestem stanie jego mina spoważniała. stanął i spojrzał na mnie zmartwiony, a ja zaczęłam płakać idąc w jego stronę. loczek podbiegł do mnie i mocno mnie objął nic nie mówiąc, za co strasznie mu dziękuję. wypłakałam się w jego ramię.
-chodź do samochodu, wszystko mi opowiesz - powiedział i otworzył mi drzwi do auta, po czym sam do niego wsiadł. jechaliśmy w ciszy, a gdy dojechaliśmy pod mój dom Hazz zamknął drzwi, tak, że nie mogłam wyjść z samochodu.
-Harry, nie mam ochoty na jakieś zabawy - powiedziałam zniechęcona
-opowiesz mi co się stało? - nie mam ochoty teraz przyjmować gości, wybacz
-jasne, to może ochłoń trochę, i przyjadę po ciebie wieczorem? - wyczułam pełną troskę w jego głosie. zrozumiałam, że on na prawdę się o mnie martwi. zależy mu na moim szczęściu, co jest niesłychanie dziwne. nie chciałam być nie miła. tyle dla mnie zrobił, tak bardzo się stara a ja go zwyczajnie spławiam. nie miałam innego wyjścia, i zgodziłam się na razem spędzony wieczór u niego w domu.
* * *
za wszelkie błędy szczerze przepraszam :)
jeśli chcesz być informowana o kolejnych rozdziałach
napisz w komentarzu swój username
+dam ci follow
+dam ci follow