przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. wybaczcie, że tak strasznie długo mnie nie było, ale jakoś nie miałam kompletnie weny ani czasu żeby się zabrać za kontynuacje tego ff. poza tym, mam wrażenie, iż tylko jedna osoba czyta moje wypociny. no cóż.. mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni :)
rozsyłajcie, rozgłaszajcie mojego bloga,
proszę.
5 komentarzy - next ((obiecuję))
* * *
5 komentarzy - next ((obiecuję))
* * *
przyszliśmy na dół do grupy przyjaciół i rozsiedliśmy się między nimi nie spoglądając na siebie ani razu.
-no nareszcie! co wyście tam tak długo robili? - spytał rozłożony mulat, a my uśmiechnęliśmy się do siebie trzymając tą błahostkę w tajemnicy.
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. jak zwykle. komuś narzucały się jakieś gówna, pierdoły i tak powstawały dyskusje między nami. czasami Louis powiedział jakiś suchar, czasami Niall beknął, niekiedy drugą stroną.. eh, jak to w gronie starych, dobrych przyjaciół. przynajmniej ja się tak czułam, mimo iż znaliśmy się z chłopakami zaledwie dwa niecałe dni.
nadchodził zachód słońca. wszyscy byliśmy po obiedzie przygotowanym przez jakiegoś chińczyka. aż dziwne, że dostawca trafił do tego zadupia. no cóż.. siedziałam w pokoju czytając jakieś romansidło i czekałam aż stanie się cud i Harry przypomni sobie o mnie. spoglądając to raz na drzwi, to na poukładane obok siebie literki z których i tak nic nie rozumiałam, ponieważ w mojej głowie na ten czas istniały tylko dwa słowa - mianowicie były to "zachód słońca" - czekałam i czekałam. na moje szczęście ktoś zapukał. zerwałam się z łóżka tak, że o mało z niego nie spadłam.
-cześć - otworzyłam poprawiając swoje włosy
-to co, idziemy? - spytał a ja nieśmiało patrzałam w jego szafirowe oczy
-jasne. - uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. szliśmy wzdłuż plaży nie mówiąc do siebie ani słowa. patrzałam na słońce czując na sobie jego wzrok, a gdy się odwracałam Harry także zmieniał cel swojego widoku. otworzyłam usta, by powiedzieć cokolwiek, żeby jakoś napięcie między nami spadło.
-gdybym wiedziała, że nie będziesz nic mówił nie poszłabym z tobą na ten spacer - zaśmiałam się, a on dalej milczał - coś się stało?
-nie, skądże. usiądźmy tu - wskazał wzrokiem na piasek
-kiedy jedziecie do domu?
-jutro, a Ty? - wziął kamienie w garść i podał mi kilka
-dzisiaj, za godzinę. muszę się przygotować..
-delfin! widziałaś go? - wyrwał się Harry
-co? gdzie!?
-no tam, podejdź bliżej - upewniał mnie Harry
-przecież to nie możliwe.. - wstałam i kierowałam się w stronę wody rozglądając się za ssakiem. postawiłam stopę na brzeg, gdy w pewnej chwili poczułam jak Harry mnie unosi i rzuca mnie do wody. zaczął się śmiać i zostawił mnie tam, a sam usiadł na piasek i przyglądał mi się z śmiechem.
-oops, jednak będziesz musiała jechać jutro - zaśmiał się. wyszłam z wody i zaczęłam biec za Stylesem, a on uciekał.
-no chodź tu, chodź - dogoniłam go i rzuciłam mu się na plecy.
-moja nowa koszula! złaź, Jade, prosze! - wołał, a ja śmiałam się. zaczęłam piszczeć, gdy zauważyłam, że on ponownie kieruje się ku wodzie.
-nie, proszę! postaw mnie! Harry puszczaj mnie, no!
Megan
wyszłam z domku i usłyszawszy krzyki, śmiech i piski. wzrokiem zukałam miejsca skąd one dochodzą. zauważyłam moją przyjaciółkę i chłopaka w lokach, którzy chlapią się w wodzie. wyglądali jak małe dzieci. uśmiechnęłam się pod nosem. weszłam do domku i podeszłam do Josha. przytuliłam go mocno pomrukując.
-co kochanie? - spytał ściskając mnie
-dusisz mnie, Josh - zaśmiałam się - pójdziemy gdzieś w poniedziałek? - spytałam obdarowując go pojedynczymi pocałunkami
-umm, w poniedziałek i wtorek mamy próby.. może środa?
-w środę idę do Jade, przygotowuje się do xfactora i obiecałam jej pomóc
-to może ja też tam przyjdę? - spytał, a ja - odeszłam od niego kawałek. przestraszyłam się. od samego początku nie ma dla mnie czasu? to co będzie za miesiąc, pół roku.. co jeśli nie będzie mógł być na naszej rocznicy? jeśli będzie jakaś bardzo ważna dla mnie uroczystość, a on będzie miał prace? nie będzie mógł przyjść w ważny dla mnie dzień... - co się stało?
-nic, nic. - otarłam łzy, które spływały mi powoli po rozgrzanym policzku. na razie nie będę dramatyzować, przecież to pierwsze dni.. może mają tyle pracy tylko na początku? mam taką nadzieję. Josh podszedł do mnie i objął mnie w biodrach. położył brodę na moje ramie i dał mi buziaka w policzek
-wynagrodzę Ci to, obiecuję - wyszedł z domku, a ja znudzona sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę i zatonęłam w jej racji.
-co kochanie? - spytał ściskając mnie
-dusisz mnie, Josh - zaśmiałam się - pójdziemy gdzieś w poniedziałek? - spytałam obdarowując go pojedynczymi pocałunkami
-umm, w poniedziałek i wtorek mamy próby.. może środa?
-w środę idę do Jade, przygotowuje się do xfactora i obiecałam jej pomóc
-to może ja też tam przyjdę? - spytał, a ja - odeszłam od niego kawałek. przestraszyłam się. od samego początku nie ma dla mnie czasu? to co będzie za miesiąc, pół roku.. co jeśli nie będzie mógł być na naszej rocznicy? jeśli będzie jakaś bardzo ważna dla mnie uroczystość, a on będzie miał prace? nie będzie mógł przyjść w ważny dla mnie dzień... - co się stało?
-nic, nic. - otarłam łzy, które spływały mi powoli po rozgrzanym policzku. na razie nie będę dramatyzować, przecież to pierwsze dni.. może mają tyle pracy tylko na początku? mam taką nadzieję. Josh podszedł do mnie i objął mnie w biodrach. położył brodę na moje ramie i dał mi buziaka w policzek
-wynagrodzę Ci to, obiecuję - wyszedł z domku, a ja znudzona sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę i zatonęłam w jej racji.
Jade
usłyszałam pukanie do drzwi. poszłam otworzyć z pewnością, że zobaczę moją Megan, tymczasem zobaczyłam Josha.
-Josh? co ty tutaj robisz? - spytałam
-miałem przyjść, Meg już jest? - spytał jakby przestraszony
-nie, a c-coś się stało? - zająkałam się zamykając za nim drzwi.
-dzwoniła do mnie, że będzie wcześniej bo jest chora co w ogóle ze sobą nie współgra.. no ale cóż, jak nie zjawi się za 10 minut to do niej jadę, bez dzwonienia, pisania ani nic.
-Josh, uspokój się, na pewno nic jej nie będzie - pocieszyłam przyjaciela i zrobiłam nam drinki. nim się obejrzeliśmy kolejne pukanie do drzwi rozniosło się echem po mojej głowie. otworzyłam.
-hej Jade - powiedziała Megan przez nos - wybacz, że jestem tak późno, ale musiałam iść po lekarstwa a był straszny korek, samochód mi się zepsuł i musiałam przyjechać taxi.. a i tak nie wzięłam tych lekarstw, cholera - kichnęła na koniec.
-zdrówko. nic się nie stało.. jesteś w fatalnym stanie, usiądź a ja przyniosę ci koc
-nie ma mowy, to my mieliśmy ci pomóc a nie ty nam - powiedział Josh - idź się przygotuj, podam jej wszystko
-ah przestań, przecież ja już jestem w pełni przygotowana! a skoro nie poszłaś po te lekarstwa to ja ci po nie skocze, tylko powiedz jakie to mają być... - przyjaciółka wszystko mi powiedziała a ja wyszłam z domu nawet nie zmieniając butów, ponieważ apteka jest kilka przecznic dalej. szłam przez niecałe pięć minut, ale niestety apteka była dzisiaj nieczynna, a z każdą minutą wiatr stawał się coraz chłodniejszy, a ja nie miałam na sobie nic oprócz bielizny, spodenek i bluzki. no cóż, pójdę do innej apteki - postanowiłam i ruszyłam przed siebie. to nic, że w kapciach, półnaga i w potarganych włosach.. na dodatek poczułam jak kilka kropel spadło mi na nos. już po mnie. szłam pocierając zziębnięte ramiona dłońmi kilkanaście minut aż w końcu dotarłam do apteki, która świeciła pustkami. zero klientów. kupiłam to co trzeba było i nie czekając na nic z biegiem ruszyłam do domu.
-na reszcie jesteś! - krzyknęła przyjaciółka, oczywiście przez nos. ja nic nie mówiąc poszłam do łazienki się wysuszyć i przebrać. żebym tylko się nie rozchorowała na jutro..
-czekaj, chodź tu - Harry pociągnął mnie za sobą do łazienki. wziął ręcznik i okrył mnie nim
-dzięki, ale i tak jestem na Ciebie zła - zmarszczyłam brwi
-ej, to nie ja zniszczyłem tobie nową, ulubioną bluzkę - uśmiechnął się - poza tym, nie wiem o co jesteś na mnie zła, przecież widziałem, że dobrze się bawiłaś - dodał, a ja udawałam, że nie słyszę
-gdzie jest reszta? - spytałam Megan, która właśnie zeszła do kuchni
-nie wiem, siedziałam w pokoju. a wy widać dobrze się bawiliście - uśmiechnęła się i mrugnęła do Harrego, który usiadł na fotelu w salonie. ja usiadłam na kanapie z nadzieją, że Megi się do mnie dosiądzie. nie miałam ochoty siedzieć tu z tym palantem, który zniszczył mi wszystkie jutrzejsze plany.
-nadal jesteś zła? - usłyszałam po dwudziestu minutach siedzenia w ciszy oglądając film przygodowy o wilkach. nie odpowiedziałam. - aha, czyli nie masz zamiaru się do mnie odzywać - zaśmiał się pod nosem i sięgnął po pilot od telewizora
-zostaw, nie widzisz, że to oglądam? - skarciłam go nie odwracając wzroku
-przepraszam, nie wiedziałem, że tak lubisz wilki - znowu ten śmiech, ugh przestań Styles, proszę!
-dzięki, ale i tak jestem na Ciebie zła - zmarszczyłam brwi
-ej, to nie ja zniszczyłem tobie nową, ulubioną bluzkę - uśmiechnął się - poza tym, nie wiem o co jesteś na mnie zła, przecież widziałem, że dobrze się bawiłaś - dodał, a ja udawałam, że nie słyszę
-gdzie jest reszta? - spytałam Megan, która właśnie zeszła do kuchni
-nie wiem, siedziałam w pokoju. a wy widać dobrze się bawiliście - uśmiechnęła się i mrugnęła do Harrego, który usiadł na fotelu w salonie. ja usiadłam na kanapie z nadzieją, że Megi się do mnie dosiądzie. nie miałam ochoty siedzieć tu z tym palantem, który zniszczył mi wszystkie jutrzejsze plany.
-nadal jesteś zła? - usłyszałam po dwudziestu minutach siedzenia w ciszy oglądając film przygodowy o wilkach. nie odpowiedziałam. - aha, czyli nie masz zamiaru się do mnie odzywać - zaśmiał się pod nosem i sięgnął po pilot od telewizora
-zostaw, nie widzisz, że to oglądam? - skarciłam go nie odwracając wzroku
-przepraszam, nie wiedziałem, że tak lubisz wilki - znowu ten śmiech, ugh przestań Styles, proszę!
zauważyłam kątem oka jak wstaje z fotela, już otworzyłam usta by zapytać się go gdzie się wybiera, ale poczułam jak kanapa pode mną się porusza. usiadł obok mnie. odwróciłam się w jego stronę, zmierzyłam go wzrokiem i uśmiechnęłam się podnosząc jedną brew
-wiem, że nie będziesz się na mnie długo gniewała. nie wytrzymasz. nie udawaj sama przed sobą. - zaśmiałam się i walnęłam go w ramie
-jesteś idiotą, Harry
-wiem, że nie będziesz się na mnie długo gniewała. nie wytrzymasz. nie udawaj sama przed sobą. - zaśmiałam się i walnęłam go w ramie
-jesteś idiotą, Harry
~*~
następnego chłopaki zawieźli mnie do domu po 12. pożegnałam się z nimi i od razu wzięłam się do pracy. wyszukałam najlepszą dla mnie piosenkę i uczyłam się jej całe dnie a czasami nawet noc. i tak minęły mi dni, aż przyszła kolej na środę. pojedyncze promienie słońca, które padały dosłownie na moje oczy przedzierały się do mojego pokoju przez jasne zasłony. z niechęcią otworzyłam oczy i spojrzawszy na zegarek ujrzałam godzinę, która nie należała do tych, o których zwykle się budzę w dni wolne.. mianowicie była godzina 7:10. dzisiejszy dzień należał do bardzo ciepłych, więc zaraz po tym jak wzięłam prysznic ubrałam się w ten komplet. zjadłam kanapkę z dżemem, umyłam zęby i przećwiczyłam po raz kolejny piosenkę. znałam ją już prawie na pamięć.
usłyszałam pukanie do drzwi. poszłam otworzyć z pewnością, że zobaczę moją Megan, tymczasem zobaczyłam Josha.
-Josh? co ty tutaj robisz? - spytałam
-miałem przyjść, Meg już jest? - spytał jakby przestraszony
-nie, a c-coś się stało? - zająkałam się zamykając za nim drzwi.
-dzwoniła do mnie, że będzie wcześniej bo jest chora co w ogóle ze sobą nie współgra.. no ale cóż, jak nie zjawi się za 10 minut to do niej jadę, bez dzwonienia, pisania ani nic.
-Josh, uspokój się, na pewno nic jej nie będzie - pocieszyłam przyjaciela i zrobiłam nam drinki. nim się obejrzeliśmy kolejne pukanie do drzwi rozniosło się echem po mojej głowie. otworzyłam.
-hej Jade - powiedziała Megan przez nos - wybacz, że jestem tak późno, ale musiałam iść po lekarstwa a był straszny korek, samochód mi się zepsuł i musiałam przyjechać taxi.. a i tak nie wzięłam tych lekarstw, cholera - kichnęła na koniec.
-zdrówko. nic się nie stało.. jesteś w fatalnym stanie, usiądź a ja przyniosę ci koc
-nie ma mowy, to my mieliśmy ci pomóc a nie ty nam - powiedział Josh - idź się przygotuj, podam jej wszystko
-ah przestań, przecież ja już jestem w pełni przygotowana! a skoro nie poszłaś po te lekarstwa to ja ci po nie skocze, tylko powiedz jakie to mają być... - przyjaciółka wszystko mi powiedziała a ja wyszłam z domu nawet nie zmieniając butów, ponieważ apteka jest kilka przecznic dalej. szłam przez niecałe pięć minut, ale niestety apteka była dzisiaj nieczynna, a z każdą minutą wiatr stawał się coraz chłodniejszy, a ja nie miałam na sobie nic oprócz bielizny, spodenek i bluzki. no cóż, pójdę do innej apteki - postanowiłam i ruszyłam przed siebie. to nic, że w kapciach, półnaga i w potarganych włosach.. na dodatek poczułam jak kilka kropel spadło mi na nos. już po mnie. szłam pocierając zziębnięte ramiona dłońmi kilkanaście minut aż w końcu dotarłam do apteki, która świeciła pustkami. zero klientów. kupiłam to co trzeba było i nie czekając na nic z biegiem ruszyłam do domu.
-na reszcie jesteś! - krzyknęła przyjaciółka, oczywiście przez nos. ja nic nie mówiąc poszłam do łazienki się wysuszyć i przebrać. żebym tylko się nie rozchorowała na jutro..
* * *
rozsyłajcie, komentujcie, chwalcie obserwujcie mojego bloga --->
kolejny rozdział niebawem :)
obiecuję! xx
rozsyłajcie, komentujcie, chwalcie obserwujcie mojego bloga --->
kolejny rozdział niebawem :)
obiecuję! xx